2007/09/17

Dzien na nienajlepszej dzielnicy.








Zdjecia ukazuja wizyte w pralni (4 funty) oraz szycie koldry. Zdjecia nie ukazuja wizyty w lokalnych sklepach (tureckich i jednym polskim) oraz kilku godzin obdzwaniania agencji i landlordow. Bez skutku.
Zeby nie bylo nudno - po raz pierwszy bylem swiadkiem kradziezy w sklepie spozywczym; W drodze powrotnej z centrum wszedlem sobie do sklepu po ryz basmati (calkiem tani w porownaniu z warszawskimi cenami). W pewnym momencie zrobilo sie zamieszanie, ped powietrza, ktos wybiegl a sprzedawca zaczal krzyczec cos w swoim ojczystym jezyku do drugiego ekspedienta. Obaj wybiegli za tym trzecim, po 5 sekundach do poscigu dolaczyl sie radiowoz na sygnale. Po krotkiej chwili do sklepu wrocil jeden ze sprzedawcow. Na pytania zaciekawionej klientki (smierdzacej starej baby z wielkim dreadem na plecach i w zszarzalych rozowych kapciach udajacych dwie usmiechniete swinki) powtarzal w kolko "black man, black man". Dokonczylem zakupy i wrocilem do domu.